Józefa Machay-Mikowa

rok i miejsce urodzenia: 13 listopada 1897 w Jabłonce

rok i miejsce śmierci: 14 października 1942 w Krakowie na Montelupich zabita przez Niemców, którzy ją tam więzili, a wcześniej męczyli także w zakopiańskim „Palace”.

Działalność:

wykształcenie: węgierska szkoła średnia w Enyicke k. Koszyc

zawód: bojowniczka o wolność Orawy po I wojnie światowej, służyła Orawie i Polsce. Odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu „Polonia Restituta”, Krzyżem Niepodległości.

W ramach Towarzystwa Szkoły Ludowej prowadziła w Lipnicy Wielkiej działalność kulturalno-oświatową; była przewodniczącą koła Związku Górali Spisza i Orawy w Lipnicy Wielkiej. Z mężem pracowali nad likwidacją analfabetyzmu, rozwijała czytelnictwo. Była dla ludzi pielęgniarką. Wspólnie z mężem upowszechniali nowoczesne metody uprawy roli, rozwijania ogrodnictwa. Kraków. Gdy wybuchła II wojna światowa działała w Tajnej Organizacji Wojskowej. Występowała pod pseudonimem Ryś, kierowała łącznością kurierską Warszawa − Budapeszt.

twórczość:

„Pamiętniki” prowadzone podczas internowania, Listy, utwory sceniczne dla zespołu pieśni i tańca „Orawiacy”.

Józefa wraz z mężem troszczyli się o orawski folklor, pielęgnowali tradycje tego regionu. Utwory przez nią pisane były przeznaczone dla zespołu „Orawiacy”. Były to obrazki z życia ludu, w których poznajemy Orawian, ich troski dnia codziennego, jacy są i jak żyją.

opis wybranego utworu

„Skubarki. Obrazek z życia ludu”. Herud opowiada zabawną historię, których podczas skubarek można było usłyszeć wiele. Ta historia opowiada o rektorze (organiście), który kradł z zakrystii mleko. Zauważyła to gaździna farara i mu o tym powiedziała. Rektor zaczął się bać, że pan farar się zorientuje, że to on, więc wpadł na zaskakujący pomysł.

Fragmenty utworu; Za Polskę

5. marca. Oglądam ściany mego więzienia i dziwne myśli przychodzą mi do głowy. Oto moja cela na 5 kroków długa, a na 3 szeroka, a meble w niej to dwie rzeczy podobne do łóżek (na jednej z nich śni się słodkie sny o wolności), a druga próżna, dalej stół, na pewno nigdy jeszcze nie myty, przy nim ławka i wreszcie żelazny piec, w którym się pali każdego dnia o godz. 4. popołudniu. Jako więzień otrzymuję jedzenie raz na 24 godzin, a to nieco zupy i trochę jarzyn. Dozorca zawiadomił mnie, że z miasta nie wolno mi donieść jedzenia: zatem raz na 24 godzin!